Inner & Outer
Requiem
Każdy człowiek się czegoś boi, nie ma wyjątków. Choćby nie wiem, jak wielkiego chojraka ktoś udawał, to i tak na pewno w głębi jego "duszy", czy jak kto woli, serca, kryje się jakiś lęk. Jednak te lęki da się przełamać, okiełznać. Strach może być wspaniałym paliwem, napędzającym nas do odważnych czynów. Możemy być w stanie dzięki niemu zrobić rzeczy których normalnie nigdy byśmy się nie podjęli.
Aczkolwiek nie wszystko jest takie cacy, jakby się mogło wydawać. Strach potrafi też popychać ludzi do czynów straszliwych, do zbrodni. Czasami też, strach może sparaliżować całkowicie, sprawiając że nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
Ja, Salazar Tagard, nigdy nie pozwoliłem aby mój strach mną kierował. Moje lata treningu wśród ludzi z Gildii magicznych wojowników "Khaos", nauczyły mnie że poddanie się swoim lękom to najgorsza rzecz jaka może się komuś przydarzyć... szczególnie na polu walki.
Jednak, nawet ja nie mogę się powstrzymać, nie mogę przemóc tego uczucia. Paniczny strach który właśnie mnie ogarnął jest jedynie porównywalny z tym co czułem gdy byłem dzieckiem. Tak, ten strach jest zupełnie taki sam jak ten który czułem tamtego dnia. Kiedy to banda znudzonych demonów zrujnowała moje rodzinne miasto i odebrała mi wszystko co kochałem i czyniło mnie szczęśliwym.
Jednak tym razem mój strach nie wywoływała grupa straszliwych demonów, tylko jedna osoba. Tak, jedna jedyna. Mężczyzna o czarnych włosach, odziany w czarny frak, czarną pelerynę i posiadający równie czarne serce. Nie zna ono litości dla tych którzy go rozgniewają. Ten oto stojący zaledwie parę metrów ode mnie mężczyzna, który wygląda na nie wiele starszego niż ja, który wydaje się stosunkowo nie groźny, właśnie ON jest źródłem mojego strachu.
To jego aura, która z niego obecnie emanuje. Ten ostry strumień energii który od niego się wydobywa, jest to coś czego jeszcze nigdy nie czułem. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy jak naprawdę potężny on właściwie jest. To co mi mówiono o nim, to co on sam o sobie mówił. Nigdy nie spodziewałem się, że chociaż połowa z tego to prawda. Nawet kamienie i inne elementy otoczenia drżą pod naporem jego mocy.
"Powiedz, Tagard. Czy nie myślałeś kiedyś nad tym, jak daleko może sięgać ludzka głupota?" Przemówił do mnie. Ja jednak nie zdołałem wydusić z siebie ani słowa.
"Ludzie nigdy nie uczą się na błędach, NIGDY." To mówiąc, spojrzał na leżące parę metrów od nas przepołowione ciało młodej dziewczyny. Ja także, mimowolnie, spojrzałem na nią. Na jej twarzy zastygnięty był wyraz absolutnej rozpaczy. Obok niej zaś leżał miecz, z którego wciąż wydobywało się purpurowe światło. Zapewne pozostałości po jakimś zaklęciu.
Sceneria w której się znajdowaliśmy była nie przyjemna dla oka. Był to jego zamek, zamek nazwany przez niego "Pendulus". Było to miejsce naprawdę wielkie, doprawdy warownia nie do zdobycia. Zawsze dla dodatkowego bezpieczeństwa był też chroniony magicznym polem siłowym generowanym przez (jak ON twierdził) 200 Zyrkonni. Obecnie jednak, cały zamek był w ruinie.
"Popatrz na elfy." Kontynuował. "Pięćset lat temu zachciało im się rozszerzyć swoje terytoria leśne, i zaczęli bojować o nie z orkami, tylko po to żeby ponieść klęskę. Nigdy już więcej elfom nie chciało się walczyć i żyją od tamtej pory w pokoju z orkami." To mówiąc, odwrócił się do mnie plecami i począł chodzić w kółko.
"Natevurus." Zdołałem z siebie wydobyć jego imię. Tak, ten oto mężczyzna nazywał się właśnie Natevurus Emperium. Jest on tak zwanym "Mrocznym Bogiem", dumnym władcą wampirów. Najbardziej niebezpieczny "szaleniec", jak twierdził Alazar z "Zakonu Świętych". I to właśnie ten zakon jest odpowiedzialny za to... okropieństwo.
"A co robią ludzie?" Ciągnął dalej Natevurus, nie przestając chodzić. "Wojna za wojną! Bitwa za bitwą! Masakra za masakrą!" To powiedziawszy, zatrzymał się i spojrzał na mnie, jego oczy świeciły się krwistą czerwienią. "I tak przez setki, BA, tysiące, NIE, MILIONY lat! Ludzie zaczynają wojny z innymi rasami na okrągło!"
Z ziemi uniosły się wszystkie leżące na ziemi bronie poległych wojowników Natevurusa. Zaczęły kręcić kółka w powietrzu. Była to sprawka wampira i jego mocy. Nie trzeba być zbyt inteligentnym by zorientować się że gniew jaki w nim siedzi doprowadza go do szału.
"Co więcej, ludzie skaczą nawet sobie nawzajem do gardeł! Toczą sami ze sobą wojny!"
To mówiąc, Natevurus wbił wszystkie bronie w ziemię. Spojrzał znowu na mnie, na jego dotychczas spokojnej twarzy, malowała się teraz wściekłość. Mój strach zaś, coraz bardziej się powiększał, gdyż aura, jak i ilość energii wypływająca od Natevurusa zwiększała się z każdą sekundą.
"Zawsze są tysiące ofiar, po każdej stronie konfliktu! Potem opłakują zmarłych, mówią jakie to straszliwe rzeczy powoduje wojna. I co? Pytam się 'I CO'?! Wiesz co się dzieje potem, nie Tagard?"
"Wszystko zaczyna się od nowa. Zaczyna się kolejna wojna, kolejna walka o dominację." Odpowiedziałem.
"Taaak. Dokładnie tak." To mówiąc, Natevurus uniósł się w powietrze. "A teraz, nadszedł czas abym zesłał mój wyrok na głupią ludzkość. To czego dopuścili się wobec mnie i moich dzieci, jest niewybaczalne!"
Wtedy wreszcie się ocknąłem. Przypomniało mi się co miałem mu powiedzieć.
"Natevurus! Czekaj! Za tym wszystkim stoi ktoś kto nazywa siebie "Wiedźmą Czasu i Przestrzeni!""
Na twarzy Natevurusa pojawiło się zaskoczenie. Ogromne zaskoczenie. Patrzył się tylko przez chwilę na mnie, zdumiony. Kiedy jednak chwila minęła, jego twarz znowu zrobiła się poważna.
"Tagard... kto ci to powiedział? Skąd wiesz o tej Wiedźmie?!"
"Ixis! Powiedział mi o niej Ixis, przywódca Kultu Kosmodrus! Wygląda na to że ona..."
"Brednie! To nie możliwe! Ona już dawno nie istnieje! Nie wiem skąd ten "Ixis" wiedział o niej, ale się dowiem... w swoim czasie. Do zobaczenia, Salazarze Tagard!" To mówiąc, Natevurus z ogromną prędkością poleciał przed siebie.
Zostałem więc sam. Sam w zamku usłanym ciałami zamordowanych okrutnie wampirów. Nie byłem pewien co powinienem zrobić. Czy spróbować powstrzymać Natevurusa, czy też pozwolić mu zabić masę ludzi. Pomimo tego że jestem zwany wielkim bohaterem, tak jak moi przodkowie, to boję się. Boję się stanąć do walki z tym potworem. Nawet mój ojciec nigdy nie zdołał go pokonać... więc jakie ja mam szanse?
Heh, okropny ze mnie bohater.
Sunday, August 23, 2009
Inner & Outer - The Dark Throne - Chapter 1 - Requiem
Labels:
bohater,
fantastyka,
fantasy,
inner,
opowiadanie,
outer,
wampir,
wampiry
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment